niedziela, 13 maja 2012


 VII.
-Dokąd teraz?
-Na cmentarz. - odpowiedział czekając na moją rekację.
-Znów?
-Zobaczysz coś. - powiedział obejmując mnie ramieniem.
Szliśmy w milczeniu co chwila zerkając na siebie. Wiedziałam, że Damian słyszy to co myślę więc nie musiałam zbyt dużo mówić. Myślałam o tym po co idziemy na cmentarz po raz kolejny. Kto tam będzie. Czy będzie bardzo źle. Czy znowu uświadomię sobie, że jestem beznadziejna, że przeze mnie tylu ludzi cierpi. Ludzi, których kocham. Nawet w tym momencie uświadomiłam sobie, że chyba kocham mojego brata. Nie mieliśmy nigdy zbyt dobrych kontaktów, ciągłe kłótnie, walki o względy rodziców, wypominanie sobie, kto co dostał lepszego. Teraz przed oczami miałam jego smutek, kiedy siedział z mamą w moim pokoju. Chciałabym wiedzieć co wtedy myślał. Czy tęsknił? Czy ten smutek to może raczej był z powodu cierpienia mamy? Czy miał może ...
-Kocha cię. Tak szczerze, jak powinien kochać starszy brat młodszą siostrę.
-Ej, nie słuchaj. - zaśmiałam się, jednak oboje wiedzieliśmy, że chciałam żeby słuchał, aby dał jakieś słowo otuchy.
-Tego się nie da wyłączyć. - wzruszył ramionami i zrobił komiczną minę.
Zobaczyłam w oddali dwie sylwetki, siedzące przy moim grobie. Starałam się wytężyć wzrok, jednak nic z tego, nadal nie mogłam dojrzeć kto przyszedł "mnie" odwiedzić.
-Zaraz zobaczysz. - szepnął zalotnie Damian, wiedząc, że mnie zirytuje.
Zbliżając się, rozpoznałam tych dwoje. Klaudia i On. Dopiero teraz uświadomiłam sobie, że nie używam Jego imienia. Nie chcę ? Boję się? Nie wiem.
Nawet nie zauważyłam momentu, w którym Damian stanął w miejscu, a ja przez długą drogę szłam sama.
-Idź. - powiedział dostatecznie głośno.
-Dlaczego sama?
-Nie mogę pomagać. - tak bardzo lubię ten jego uroczy uśmiech. Zobaczyłam, że kieruje się w stronę schodów.
-Gdzie leziesz? Nie możesz mnie tutaj tak zostawić. - nie słuchał. - No kurwa wracaj !
Zniknął.
Wiedziałam, że słyszy to co myślę. Wyzywałam go w myślach. Nie byłam gotowa, żeby zostać tutaj sama. Nie wiedziałam co mam robić. Stałam w miejscu tępo wpatrując się w Klaudię i ... . Co mam robić? Co myśleć? Jak nimi kierować? Zrozumiałam, że jestem zupełnie bezradna. Zrobiłam krok w przód. Pierwszy krok był tym najtrudniejszym. Potem poszło łatwo. Podeszłam do nich i przysłuchiwałam się rozmowie.
Klaudia: Bardzo tęsknisz?
On: Jak cholera. Gdybym pozwolił jej odejść wtedy gdy chciała, była by teraz szczęśliwa z innym. A nie .. dwa metry pod ziemią.
Klaudia: Nie miałeś wpływu na jej słabą psychikę. Nie twoja wina, że nie byłeś w stanie pokochać jej tak mocno jak ona ciebie. 
On: Gdybym wtedy nie ustawił tego jebanego opisu. Gdybym najpierw zakończył wszystko z nią, żyłaby. Mogłaby być z Arturem. Jedynie z nim była w pełni szczęśliwa. Tylko on mógł zapewnić jej to, czego nie mogłem ja. 
Klaudia: Bolało cię jak widziałeś ich szczęśliwych. Chciałbyś tak znowu?
On: Bolało mnie to, że ona nie była ze mną tak szczęśliwa jak z nim. Przy mnie nigdy się nie uśmiechała tyle co przy nim. Nigdy mnie nie przytulała tak jak jego. 
Klaudia: To dlaczego wybrałeś inną, a nie ją?
On: Nie zaufałaby mi. Można powiedzieć, że później ją wykorzystałem jako pakiet pocieszający po stracie Dominiki. Nie przestałem jej kochać, ale tak silne uczucie jakie było przed poznaniem Dominiki wróciło. Najbardziej boli to, że obiecałem jej, że nigdy już nie zostawię. Ona zrobiła to samo. Tylko kurwa, dlaczego ona zawsze musiała być taka idealna i dotrzymywać tych obietnic, a dlaczego ja muszę być takim nic nie wartym chujem, żeby łamać każdą przysięgę, każdą obietnicę daną kobiecie mojego życia.
Zablało. Nie chciałam żeby tak o sobie mówił. Nie był chujem, tylko człowiekiem bez honoru. Wielka różnica. Nie mogłam Go zmusić do tego, żeby ze mną był. Nawet nie chciałam zmuszać. Nie chciałam związku z litości. Teraz nawet nie wiedziałam, że On mnie tak mocno kochał. Mocno, ale nie dostatecznie mocno. Nie tak bardzo jak ja Jego.
Nie mogę zrozumieć jednego. Skoro mnie kochał to dlaczego był z Dominiką? z Kasią ? Dlaczego ?! Hmm. W sumie plusem, choć może nie można by tego nazwać plusem, było to, że za każdym razem gdy miał inną nie zrywał ze mną. To coś znaczyło? Że mimo to kochał? Można kochać dwie osoby na raz partnerską miłością?  W tym potoku myśli zapomniałam, że obok mam dwie najważniejsze osoby w moim życiu. Nie słuchałam ich rozmowy. Nie wiem co mnie ominęło.
Klaudia: Myślisz, że jest tam szczęśliwa?
On: Jest z Damianem. Więc na pewno jest. Zawsze jest szczęśliwa beze mnie.
Nigdy nie byłam szczęśliwa bez niego. Z nikim nigdy nie byłam tak szczęśliwa jak z nim. Mimo tych wszystkich zdrad, kłótni, sprzeczek. Często nam mówili, że jesteśmy jak stare małżeństwo. Po każdej burzy nadchodziło słońce. Często się kłóciliśmy, ale oboje dobrze wiedzieliśmy, że robimy to po to by się znów pogodzić. Godzenie się było najlepsze. Zawsze się Klaudia z nas śmiała. Mówiła, że potem jest między nami taka słodka relacja, że można haftować.
Nagle zauważyłam, że nie ma już Klaudii. On miał w ręce kartkę z umówioną datą i godziną. Miałam nadzieję, że jest tak jak chciałam. Że umówili się i postarają się w sobie zakochać. Będą żyć szczęśliwie beze mnie.
On: Nie będziesz zła, no nie? Ona mnie rozumie. Cierpimy chyba tak samo. No może ja troszkę bardziej. Myślę, że fajnie będzie spotkać się z kimś, kto wesprze, pomoże. Zresztą sama chciałaś, żeby Klaudia się mną zaopiekowała. 
Milczał przez chwilę. Z jego oczu płynęły potoki łez. Słyszałam, jak w myślach przeklinał sam siebie, że płacze przy mnie, że nie powinien tego robić. Twierdził, że facet to ma być facet, a nie że się rozkleja. Zaśmiałam się. Usiadłam obok niego obejmując ramieniem. Znów to zimno, które odczuł spowodowało "gęsią skórkę" na jego ciele. Powiedział, że musi już iść. Byłam w szoku, że "rozmawiał" z moim grobem (jeśli można tak powiedzieć) tak jak ze mną. Nagle potoki łez nasiliły się. Bałam się, nie wiedziałam o co chodzi. "Kocham Cię Aniołku", powiedział dotykając delikatnie dłonią zdjęcie na moim nagrobku. Uśmiechnęłam się mimowlonie widząc miłość w jego oczach. "Ja Ciebie też", pomyślałam nie spodziewając się odpowiedzi: "wiem". Sam wydawał się zaskoczony tym co powiedział. Odszedł.

sobota, 12 maja 2012


VI.
-Chcesz go zobaczyć? - zapytał nadal mnie przytulając.
-Nie.
-Chodź.
-Nie chcę.
Złapał moją rękę i pociągnął mnie w stronę schodów. Poszłam za nim.
-Dokąd teraz?
-Do jego domu.
W mojej głowie było tysiące myśli. Co zrobię jak go zobaczę? Czy on poczuje to, że jestem obok niego? Czy zmienił się coś z wyglądu? Czy nadal w jego pokoju jest moje zdjęcie?
-Nie myśl tyle o nim, bo mi łeb pęka. - szturchnął mnie w ramię.
-To nie słuchaj.
-Uwierz, że wolałbym nie słuchać tego, że kochasz jego. Miałem nadzieję, że jednak choć trochę mnie kochasz. Teraz już wiem, że nie.
-Zamknij się. -powiedziałam patrząc na niego morderczym wzrokiem.
-Uwaga wchodzimy. - powiedział mocno ściskając moją rękę.
-Poczekaj. - przystanęłam. -Boję się.
-Nie bój się.
Zrobiłam krok do przodu. Poczułam dziwne ciepło.
-Czujesz? - zapytał Damian.
-Co?
-Ciepło.
-Skąd wiesz?
-Zaraz usłyszysz jego myśli. Też tak miałem jak przyszedłem z babcią do ciebie po mojej śmierci. Pamiętam jak mówiłaś sobie w myślach, że to twoja wina, że wjebałem pod tego tira. Bolało to wtedy. Nie była to twoja ..
-Cicho. - powiedziałam, wskazując ręką na niego. Siedział na kanapie ślepo patrząc przed siebie. - On tak zawsze?
-Prawie.
-Hm?
-Jeszcze w między czasie się najebie, zaćpa, pójdzie na cmentarz.
-On? Alko? Dragi? Nie. Nie on.
Znienacka złapał moją głowę i odwrócił w stronę jego biurka. Stały tam butelki po różnych procentowych trunkach, gotowe skręty i kilka torebek foliowych z białymi kryształkami.
-Idź. - popchnął mnie w Jego stronę.
Z każdym krokiem kiedy zbliżałam się do niego czułam narastające ciepło.
-Moja wina. Kurwa moja wina. - usłyszałam.
-To on? - zapytałam Damiana. Pokiwał twierdząco głową.
-Nie twoja. - powiedziałam, łapiąc go za rękę.
-Jego. - popatrzyłam na Damiana piorunującym wzrokiem.
Nagle poczułam jak drgnął ręką. W miejscu gdzie znajdowała się wcześniej moja dłoń miał "gęsią skórkę". Dotknął delikatnie, a jego oczy były wielkości pięciozłotówki.
-Wystraszył się. - powiedział Damian. Dopiero teraz zobaczyłam jego obojętną pozycję. Stał oparty o ścianę bawiąc się palcamy byleby tylko nie patrzeć na ból w moich oczach. Wiedziałam, że go zraniłam. Wiedziałam doskonale. A on wiedział, że nie mogłam dłużej z nim żyć. Z nim i świadomością tego jak się mną bawił. Starałam się sobie wmówić, że to nie jego wina, że się zabiłam. Z reguły nic z tych starań nie wychodziło.
Popatrzyłam na niego i zauważyłam łzę w jego oku.
-Kochanie... - ucałowałam lekko jego policzek, i w tym samym momencie łza pociekła po jego policzku. - Nie rób mi tego. Nie płacz przeze mnie. Kurwa nie. - pomyślałam spoglądając na swoje ręce, które w dziwny sposób zaczęły się trząść. Nie mogłam się uspokoić. Bolała świadomość, że ktoś, kogo kocham nad życie płacze przeze mnie.
Po raz kolejny usłyszłam jego myśli : "Oddałbym wszystko, żebyś tu była. Żebym jeszcze raz mógł wziąć cię na kolana i powiedzieć jak bardzo kocham. Jeszcze raz chciałbym rozczesać twoje włosy po kąpieli. Zobaczyć twoją fryzurę, gdy rano wstajesz. Tylko raz. "
-Chodź już. - powiedział Damian, wyciągjąc rękę w moją stronę.
-Dokąd?
-Zobaczysz.
-Wrócimy? - zapytałam, a on pokiwał głową.
Złapałam Go jeszcze raz za rękę. "Kocham Cię", wyszeptałam przytulając go.
-Fuj, jak romatycznie. Rusz tyłek. - chciał tym w miarę żartobliwym tekstem mnie rozchmurzyć. -Dawaj łapkę, łajzo.
Ruszyliśmy w kierunku schodów.