sobota, 12 maja 2012
VI.
-Chcesz go zobaczyć? - zapytał nadal mnie przytulając.
-Nie.
-Chodź.
-Nie chcę.
Złapał moją rękę i pociągnął mnie w stronę schodów. Poszłam za nim.
-Dokąd teraz?
-Do jego domu.
W mojej głowie było tysiące myśli. Co zrobię jak go zobaczę? Czy on poczuje to, że jestem obok niego? Czy zmienił się coś z wyglądu? Czy nadal w jego pokoju jest moje zdjęcie?
-Nie myśl tyle o nim, bo mi łeb pęka. - szturchnął mnie w ramię.
-To nie słuchaj.
-Uwierz, że wolałbym nie słuchać tego, że kochasz jego. Miałem nadzieję, że jednak choć trochę mnie kochasz. Teraz już wiem, że nie.
-Zamknij się. -powiedziałam patrząc na niego morderczym wzrokiem.
-Uwaga wchodzimy. - powiedział mocno ściskając moją rękę.
-Poczekaj. - przystanęłam. -Boję się.
-Nie bój się.
Zrobiłam krok do przodu. Poczułam dziwne ciepło.
-Czujesz? - zapytał Damian.
-Co?
-Ciepło.
-Skąd wiesz?
-Zaraz usłyszysz jego myśli. Też tak miałem jak przyszedłem z babcią do ciebie po mojej śmierci. Pamiętam jak mówiłaś sobie w myślach, że to twoja wina, że wjebałem pod tego tira. Bolało to wtedy. Nie była to twoja ..
-Cicho. - powiedziałam, wskazując ręką na niego. Siedział na kanapie ślepo patrząc przed siebie. - On tak zawsze?
-Prawie.
-Hm?
-Jeszcze w między czasie się najebie, zaćpa, pójdzie na cmentarz.
-On? Alko? Dragi? Nie. Nie on.
Znienacka złapał moją głowę i odwrócił w stronę jego biurka. Stały tam butelki po różnych procentowych trunkach, gotowe skręty i kilka torebek foliowych z białymi kryształkami.
-Idź. - popchnął mnie w Jego stronę.
Z każdym krokiem kiedy zbliżałam się do niego czułam narastające ciepło.
-Moja wina. Kurwa moja wina. - usłyszałam.
-To on? - zapytałam Damiana. Pokiwał twierdząco głową.
-Nie twoja. - powiedziałam, łapiąc go za rękę.
-Jego. - popatrzyłam na Damiana piorunującym wzrokiem.
Nagle poczułam jak drgnął ręką. W miejscu gdzie znajdowała się wcześniej moja dłoń miał "gęsią skórkę". Dotknął delikatnie, a jego oczy były wielkości pięciozłotówki.
-Wystraszył się. - powiedział Damian. Dopiero teraz zobaczyłam jego obojętną pozycję. Stał oparty o ścianę bawiąc się palcamy byleby tylko nie patrzeć na ból w moich oczach. Wiedziałam, że go zraniłam. Wiedziałam doskonale. A on wiedział, że nie mogłam dłużej z nim żyć. Z nim i świadomością tego jak się mną bawił. Starałam się sobie wmówić, że to nie jego wina, że się zabiłam. Z reguły nic z tych starań nie wychodziło.
Popatrzyłam na niego i zauważyłam łzę w jego oku.
-Kochanie... - ucałowałam lekko jego policzek, i w tym samym momencie łza pociekła po jego policzku. - Nie rób mi tego. Nie płacz przeze mnie. Kurwa nie. - pomyślałam spoglądając na swoje ręce, które w dziwny sposób zaczęły się trząść. Nie mogłam się uspokoić. Bolała świadomość, że ktoś, kogo kocham nad życie płacze przeze mnie.
Po raz kolejny usłyszłam jego myśli : "Oddałbym wszystko, żebyś tu była. Żebym jeszcze raz mógł wziąć cię na kolana i powiedzieć jak bardzo kocham. Jeszcze raz chciałbym rozczesać twoje włosy po kąpieli. Zobaczyć twoją fryzurę, gdy rano wstajesz. Tylko raz. "
-Chodź już. - powiedział Damian, wyciągjąc rękę w moją stronę.
-Dokąd?
-Zobaczysz.
-Wrócimy? - zapytałam, a on pokiwał głową.
Złapałam Go jeszcze raz za rękę. "Kocham Cię", wyszeptałam przytulając go.
-Fuj, jak romatycznie. Rusz tyłek. - chciał tym w miarę żartobliwym tekstem mnie rozchmurzyć. -Dawaj łapkę, łajzo.
Ruszyliśmy w kierunku schodów.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz